Prawo upadłościowe do poprawki (orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka)

 

 

W dniu 15 listopada 2001 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu wydał wyrok w sprawie Werner przeciwko Polsce.[1] Sędziowie jednogłośnie uznali, że nasz kraj jest winny naruszenia art. 6 ust. 1 Europejskiej Konwencji o Ochronie Podstawowych Wolności i Praw Człowieka (dalej Konwencja). Ów artykuł gwarantuje prawo do rzetelnego procesu sądowego, oznajmiając m.in., że "każdy ma prawo do sprawiedliwego i publicznego rozpatrzenia jego sprawy (...) przez niezawisły i bezstronny sąd (...) przy rozstrzyganiu o jego prawach i obowiązkach o charakterze cywilnym".[2] Strasburskie orzeczenie było odpowiedzią na skargę Mikołaja Wernera, z zawodu prawnika, którego sąd zwolnił z funkcji syndyka. Wyrok jest nie tylko ważny identyfikując pewną wadliwość dotychczasowego prawa upadłościowego, tj. rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej z 24 października 1934 r. (dalej pr.up.)[3], ale również dlatego, że zakwestionowane rozwiązanie przejął projekt nowego prawa upadłościowego, przygotowany ostatnio przez Komisję Kodyfikacyjną Prawa Cywilnego.[4]

W grudniu 1993 r. koszaliński Sąd Rejonowy powołał Wernera na syndyka masy upadłości spółki z o.o. Cztery miesiące później sędzia komisarz kierująca postępowaniem i nadzorująca czynności syndyka wystąpiła na podstawie art. 101 pr.up. do sądu o odwołanie dotychczasowego syndyka i wyznaczenie nowego. Powodem wniosku było to, że pracownicy likwidowanej spółki zarzucili Wernerowi niewypłacanie im wynagrodzeń, a sąd, do którego sprawa trafiła, rozstrzygnął na niekorzyść syndyka. Zdaniem sędzi komisarza wyrok oznacza, że syndyk nie wykonywał należycie swych obowiązków. Dodatkowo sędzia zarzuciła Wernerowi, że nie wręczył pracownikom wypowiedzeń.

21 marca 1994 r. Sąd Rejonowy w składzie trzech sędziów na posiedzeniu niejawnym zwolnił Wernera i powołał nowego syndyka. Wśród orzekających znajdowała się sędzia komisarz. O terminie posiedzenia nie powiadomiono odwoływanego syndyka, gdyż nie wymaga tego prawo. Werner wniósł zażalenie na postanowienie sądu. Wskazywał, że chociaż pr.up. nie przewiduje środka odwoławczego na powołanie nowego syndyka, nie jest jasne, czy tak samo jest w przypadku odwoływanej osoby. Podniósł, że wniosek sędzi komisarza i późniejsze postanowienie sądu podważają jego dobre imię. Przed niesłusznymi zarzutami nie mógł się bronić przed sądem. Sąd nie był ponadto bezstronny, gdyż w jego składzie zasiadała sędzia komisarz.

Sąd odrzucił zażalenie wskazując, że art. 101 § 3 pr.up. wyraźnie nie pozwala na wniesienie środka odwoławczego na postanowienie o zwolnieniu syndyka. Oznajmił również, że sędzia komisarz była uprawniona do zasiadania w składzie orzekającym, gdyż pr.up. wyklucza ją z rozstrzygania tylko wtedy, gdy sąd rozpatruje zażalenie na jej postanowienia. Werner zwrócił się następnie do Sądu Wojewódzkiego, który także podkreślił brak w prawie możliwości wniesienia środka odwoławczego przez zwolnionego syndyka.

Należy dodać, że w październiku 1997 r. zakończyła się sprawa karna przeciwko Wernerowi o przywłaszczenie majątku likwidowanej spółki. Były syndyk został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na taki sam okres.[5]

Werner wniósł skargę do Trybunału jeszcze w listopadzie 1994 r. Pięć lat później Europejska Komisja Praw Człowieka uznała jednogłośnie, że Polska złamała art. 6 ust. 1 Konwencji.[6] Na początku 2000 r. sprawa znalazła się w Trybunale.

Przedstawiciel władz polskich, prof. Krzysztof Drzewicki, argumentował w czasie rozprawy, że syndyk jest mianowanym specjalistą, którego czynności nadzoruje sąd. Taki system hierarchicznego podporządkowania jest typowy dla pracowników służby publicznej (organów publicznych). Między sądem a syndykiem nie ma więzi poddanej regułom prawa cywilnego i pracy, nawet gdy w grę wchodzą kwestie wynagrodzenia. Syndyk jest więc organem publicznym, wykonującym uprawnienia władzy państwowej. Odpowiada za likwidację majątku przedsiębiorstwa i możliwie pełne zaspokojenie wierzycieli. Przedstawiciel władz zwracał w tym kontekście uwagę na orzeczenie Trybunału, wydane w składzie Wielkiej Izby, w sprawie Pellegrin przeciwko Francji.[7] Oznajmiono w nim, że "w każdym systemie administracji publicznej istnieją pewne stanowiska pociągające z sobą działanie w interesie publicznym lub udział w realizacji uprawnień powierzonych przez prawo publiczne. Podmioty zajmujące owe stanowiska dzierżą część suwerennej władzy państwowej. Państwo ma zatem uzasadniony interes, aby wymagać od takich urzędników specjalnej lojalności i oddania. (...) [J]edyna kategoria sporów, które zostały wyłączone spod zakresu art. 6 ust. 1 Konwencji, to spory inicjowane przez urzędników publicznych wykonujących szczególne czynności administracji publicznej, o ile ta ostatnia działa jako depozytariusz władztwa publicznego polegającego na ochronie ogólnych interesów państwa lub innej zbiorowości prawa publicznego (collectivités publiques)" (§ 65-66). Funkcja syndyka posiada – zdaniem przedstawiciela władz polskich – takie właśnie cechy. Art. 6 ust. 1 nie ma więc tu zastosowania. Fakt, że zwolnienie Wernera łączyło się z utratą korzyści finansowych (wynagrodzenia) nie poddaje jego sprawy ochronie Konwencji, gdyż – jak Trybunał oznajmił w innym orzeczeniu – "przez sam fakt podniesienia zagadnienia ekonomicznego postępowanie nie nabiera jeszcze charakteru cywilnego".[8] Postępowanie o odwołanie syndyka nie dotyczyło też innego dobra cywilnego, mianowicie dobrego imienia. Sędzia komisarz jedynie zweryfikowała informacje o niekorzystnym wyniku postępowania cywilnego wytoczonego przez pracowników spółki. Po odwołaniu Wernera nie podjęto przeciwko niemu żadnych kroków uniemożliwiających zostanie syndykiem w innych sprawach upadłościowych. Informacja o zwolnieniu nie została upubliczniona. Skarżący odpowiadał, że ta ostatnia okoliczność była bez znaczenia, gdyż decyzja sądu stała się znana w środowisku zawodowym; wpłynęła więc negatywnie na jego reputację jako prawnika, utrudniając znalezienie nowych klientów i zarobkowanie.

Przed przystąpieniem do rozważenia merytorycznej strony skargi Trybunał przywołał pogląd Komisji, iż funkcja pełniona przez Wernera nie może zostać zrównana ze statusem urzędnika publicznego oraz że spór dotyczył finansowych interesów syndyka i miał znaczenie dla jego reputacji, a więc prawa o "cywilnym charakterze", o którym mówi art. 6 ust. 1.[9] Zdaniem sędziów nie ma powodów, aby stanowisko to zakwestionować. Z samego faktu, iż syndyk podejmował czynności w ogólnym interesie publicznym nie wynika, by "dzierżył część suwerennej władzy państwa" w znaczeniu określonym w Pellegrin przeciwko Francji. Oznacza to, że Konwencja ma zastosowanie do sprawy Wernera. Pozostało ocenić, czy władze polskie spełniły wymagania określone w art. 6 ust. 1.

Reprezentant władz polskich wskazywał, że w naszym prawie upadłościowym nie ma "cywilnego" uprawnienia, by domagać się wyznaczenia na stanowisko syndyka. Nawet jeśli można przyjąć, że w toku postępowania upadłościowego sądy gospodarcze działały jako "sąd" w znaczeniu przyjętym w art. 6 ust. 1 Konwencji, to sytuacja przedstawia się odmiennie w przypadku odwołania syndyka. Tu sędziowie podejmowali się czynności administracyjnej. Skarżący powtórzył natomiast, że prawo do rzetelnego procesu naruszało zasiadanie sędzi komisarza w składzie rozpatrującym jej wniosek, brak zakomunikowania mu zarzutów oraz dowodów na ich poparcie, co pozbawiało możliwości udzielenia na nie odpowiedzi, oraz niedopuszczalność odwołania się od niekorzystnego postanowienia do bezstronnego sądu wyższej instancji. Już ta ostatnia okoliczność, rozpatrywana samodzielnie, wystarcza do uznania, że doszło do złamania Konwencji.

Trybunał wskazał, że istnieją dwa testy: subiektywny i obiektywny, pozwalające sprawdzić, czy sąd był bezstronny w znaczeniu wymaganym przez Konwencję.[10] Pierwszy zmierza do określenia osobistego nastawienia sędziego orzekającego w danej sprawie, drugi – na zbadaniu, czy sędzia (lub sędziowie, jeśli sąd składał się z kilku orzekających) dawał gwarancje dostateczne do wykluczenia wszelkich uzasadnionych wątpliwości co do braku jego bezstronności. Generalnie należy domniemywać osobistą bezstronność sędziego (subiektywny element), chyba że zostaną przedstawione dowody, iż jest inaczej. W drugim teście zastrzeżenia muszą zostać usprawiedliwione obiektywnymi racjami, a nie wyłącznie przekonaniem lub obawami strony postępowania (choć element ten sąd również bierze pod uwagę). Sam fakt, że sędzia podejmował decyzje w fazie poprzedzającej rozprawę, nie może uzasadniać obaw o jego stronniczość. Ważny jest zakres oraz istota tych decyzji. Podobnie posiadanie przez sędziego szczegółowej wiedzy na temat materiałów sprawy nie upoważnia do stwierdzenia, że był stronniczy w czasie podejmowania rozstrzygnięcia. Identycznie należy odnieść się do sytuacji, gdy sędzia dokonywał wstępnej analizy danych. Istotne jest jednak, aby ostateczna analiza została uczyniona w orzeczeniu w oparciu o dowody oraz racje zaprezentowane w czasie rozprawy.

Odnośnie "subiektywnego testu" Trybunał wskazał, że sprawa zwolnienia syndyka znalazła się w sądzie na wniosek sędzi komisarza. Nie można więc twierdzić, że sędzia nie posiadała już ukształtowanego poglądu w kwestii, którą następnie miała rozstrzygnąć wraz z innymi sędziami sądu gospodarczego.[11] Gdy chodzi natomiast o drugi test, istotne jest, że to samo zagadnienie, tj. posiadanie kwalifikacji do dalszego pełnienia funkcji syndyka przez Wernera, było przedmiotem wniosku sędzi komisarza oraz postanowienia sądu, w którym zasiadała. W takich okolicznościach powstanie przekonania o braku bezstronności sądu należy zakwalifikować jako obiektywnie usprawiedliwione. Trybunał uznał również, że niejawny charakter postępowania, pozbawienie syndyka możliwości poznania argumentów sędzi komisarza przemawiających za odwołaniem oraz udzielenia na nie odpowiedzi stanowiły naruszenie "proceduralnych gwarancji" prawa do rzetelnego procesu, wymaganych przez art. 6. Wszyscy siedmioro sędziowie, w tym polski sędzia, prof. Jerzy Makarczyk, głosowali, iż doszło do złamania Konwencji.

Poza stwierdzeniem pogwałcenia art. 6 skarżący domagał się także zadośćuczynienia za straty materialne i niematerialne na podstawie art. 41 Konwencji. W pierwszym wypadku miało to być utracone wynagrodzenie kalkulowane jako część wartości likwidowanego przedsiębiorstwa. Werner oszacował je na 90 tysięcy złotych (1% wartości majątku spółki wynoszącego ok. 3 mln zł pomnożone przez przewidywany okres wykonywania funkcji syndyka; miało to być wyliczenie "korzystne" dla Skarbu Państwa, gdyż w przypadku przymusowej likwidacji wynagrodzenie mogło stanowić nawet 15%). Sprawa odwołania stała się ponadto szeroko znana i miała wpływ na perspektywy zawodowe byłego syndyka oraz zdolność zarobkowania. Werner żądał także 500 tysięcy złotych zadośćuczynienia za szkody niematerialne; zwolnienie miało negatywnie wpłynąć na jego życie prywatne. Natomiast w przekonaniu reprezentanta władz polskich już samo stwierdzenie naruszenia Konwencji powinno stanowić wystarczającą satysfakcję dla autora skargi. Gdyby Trybunał uznał jednak, że jest inaczej, sugerowano, aby sędziowie – kalkulując wysokość zadośćuczynienia – wzięli pod uwagę dotychczasowe sprawy podobnego rodzaju, gospodarcze realia Polski oraz kwotę średniej płacy w naszym kraju.

Trybunał uznał, że Werner nie wykazał istnienia związku przyczynowego między złamaniem Konwencji a sugerowanymi stratami materialnymi. W szczególności sędziowie nie zostali przekonani, że gdyby skarżący miał dostęp do bezstronnego sądu, nie zostałby odwołany. Dlatego postanowili nie przyznawać odszkodowania za szkody materialne. Trybunał nie wątpił jednak, że Werner doznał krzywdy moralnej w następstwie zwolnienia. Tego cierpienia i bólu nie jest w stanie zrekompensować samo stwierdzenie złamania Konwencji przez Polskę. W oparciu o "słusznościowy szacunek" nakazano więc wypłacenie Wernerowi kwoty 10 tysięcy złotych.

Tyle orzeczenie. Wymaga ono kilku zdań komentarza na temat jego konsekwencji. W polskim prawie upadłościowym mocno ugruntowany jest pogląd, że między syndykiem a sądem nie istnieje stosunek cywilnoprawny.[12] Ma on szereg następstw. M.in. syndykowi nie przysługuje roszczenie o to, by nim zostać. Syndyk wykonuje czynności likwidacyjne pod nadzorem sędziego komisarza, który musi mieć do niego zaufanie. Funkcja, którą powierza mu sąd, przypomina więc akt administracyjnego mianowania. Trybunał nie zakwestionował "wyjęcia" relacji syndyk–sąd spod kompetencji prawa cywilnego, ale równocześnie zwrócił uwagę – podzielając pogląd Komisji – że status syndyka nie może być zrównany z pozycją urzędnika publicznego wykonującego część suwerennych uprawnień państwa. Tylko w tym ostatnim przypadku mamy do czynienia z "czystą" sytuacją administracyjno-prawną, do której nie ma zastosowania art. 6 ust. 1 Konwencji.

Skoro syndyk nie jest urzędnikiem państwowym, ma on prawo do rzetelnego procesu w sprawach, które dotyczą jego praw i obowiązków cywilnych. Sędziowie strasburscy duży nacisk położyli na okoliczność, iż odwołanie syndyka polski sąd uzasadnił utratą do niego zaufania, co miało być następstwem popełnionych uchybień (w tym stwierdzonych niekorzystnym dla syndyka wyrokiem sądowym). Postanowienie o odwołaniu miało wpływ na reputację syndyka, a więc dobro cywilne. W takiej sytuacji ma zastosowanie art. 6 ustęp 1 Konwencji. Trzeba przy tym pamiętać, że pojęcie "praw i obowiązków o charakterze cywilnym" jest konstrukcją autonomiczną, którą należy interpretować niezależnie od prawa krajowego. Nie jest więc istotne, jaki organ i w jakiej roli (cywilnej czy administracyjnej) występuje wobec jednostki; rozstrzygający jest charakter prawa wchodzącego wówczas w grę.[13]

Polskie przepisy nie stworzyły gwarancji bezstronnego procesu. Po pierwsze sędzia komisarz, która wnioskowała o odwołanie syndyka, przedstawiała sądowi racje bez powiadomienia zainteresowanego o posiedzeniu, bez dopuszczenia go do postępowania i bez stworzenia mu możliwości udzielenia odpowiedzi na zarzuty. Po drugie, sędzia zasiadała w składzie sądu, który wydał postanowienie. Powstaje pytanie, jakie zmiany są niezbędne, aby nasze prawo upadłościowe dostosować do wymogów Konwencji. Na początek pewna uwaga ogólna. Wydaje mi się, że każda decyzja sądu o odwołaniu syndyka w trybie art. 101 § 1 pr.up. – a więc dlatego, że nie pełni on należycie swych obowiązków – zasadniczo uderza w reputację odwoływanego oraz jego interesy materialne. W grę wchodzi zatem "prawo o cywilnym charakterze", do którego odnosi się art. 6 ust. 1 Konwencji. Potrzebna jest więc ogólna zmiana reguł procesowych, a nie tylko częściowa na użytek tej kategorii sądowych odwołań, gdy mogłoby się ujawnić jakieś "prawo o cywilnym charakterze". Pozostawienie dwóch rodzajów reguł: dotychczasowych – jeśli brakuje "prawa o cywilnym charakterze" i nowych – z takim prawem (już samo dokonanie precyzyjnego rozróżnienia stwarza problemy, o ile w ogóle jest wykonalne), komplikowałoby niepotrzebnie postępowanie.

Pierwsza zmiana powinna polegać na wyłączeniu sędziego komisarza ze składu orzekającego. Przestałby on pełnić rolę "gospodarza postępowania", a stałby się jedynie "zewnętrznym" autorem wniosku o odwołanie, odpowiedzialnym za jego umotywowane przedstawienie. Taka propozycja pojawiła się zresztą w Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego podczas prac nad nowym prawem upadłościowym. Odrzucono ją, ale po "sprawie Wernera" należałoby powrócić do tego pomysłu. Druga modyfikacja wymagałaby dopuszczenia odwoływanego syndyka do udziału w postępowaniu (nakazują to "proceduralne gwarancje" wynikające z art. 6 Konwencji). Powinien on otrzymać prawo do przedstawienia swych racji i do udzielenia odpowiedzi na zarzuty sędziego komisarza. Nie ma natomiast powodów, aby wprowadzać prawo do zażalenia na postanowienie o odwołaniu. Chociaż Konwencja w art. 13 nakłada na państwa członkowskie obowiązek, aby każdy, czyje prawa i wolności zawarte w Konwencji zostały naruszone, miał prawo do skutecznego środka odwoławczego, to reputacja jako prawo osobiste nie podlega jednak ochronie Konwencji. Art. 6 nie gwarantuje natomiast samodzielnie prawa do apelacji czy też "prawa do jurysdykcji drugiego stopnia", wkracza jedynie, gdy w grę wchodzi prawo do bezstronnego i rzetelnego postępowania. Tylko w takim zakresie środki odwoławcze mogą okazać się potrzebne (np. na postanowienie sądu oddalające wniosek o wyłączenie sędziego lub związane z postępowaniem dowodowym).[14]

Alternatywne rozwiązanie mogłoby wychodzić od pozostawienia obecnych reguł dotyczących postępowania o odwołanie syndyka i wyznaczenie jego następcy (sędzia komisarz przedstawia wniosek i uczestniczy w wydaniu postanowienia, postępowanie odbywa się bez powiadomienia i udziału dotychczasowego syndyka). Wówczas należałoby jednak wprowadzić możliwość wniesienia przez zwalnianego syndyka zażalenia na postanowienie. Rozpoznawać winien je sąd dający gwarancje bezstronności, wymagane przez Konwencję. Zgodnie z orzecznictwem strasburskim nie jest bowiem konieczne, aby już pierwszy szczebel postępowania spełniał warunki art. 6 ust. 1.[15] Osobiście nie byłbym usatysfakcjonowanym takim rozwiązaniem. Utrwalałoby ono pewną wadliwość, powierzając uprawnienie do jej usunięcia sądowi rozpatrującemu zażalenie. Jedynie troska o szybkość dokonania zmiany syndyka mogłaby usprawiedliwiać takie rozwiązanie, ale wprowadzenie zażalenia oznaczałoby, że postanowienie nie jest ostateczne. Prościej i racjonalniej jest więc dokonać zmian już w postępowaniu inicjowanym wnioskiem sędziego komisarza.

Orzeczenie usprawiedliwia ponadto przekonanie, że analogiczne zmiany do tych, które są wymagane w przypadku syndyka, należałoby wprowadzić również w odniesieniu do zarządcy odrębnego majątku. Status prawny zarządcy przypomina bowiem syndyka; obu nie można zakwalifikować – używając terminologii Trybunału – jako urzędników publicznych wykonujących część suwerennych uprawnień państwa. Również powody odwołania syndyka i zarządcy są identyczne. Choć postanowienie w sprawie odwołanie zarządcy wydaje jednoosobowo sędzia komisarz, działa on niewątpliwie jako sąd. Należy więc przyznać zarządcy prawo do przedstawienia swych racji i udzielenia odpowiedzi na zarzuty.[16] Problemy mogą pojawić się ponadto w związku z inicjatywą wiodącą do odwołania. Jeśli wniosek w tej sprawie wnoszą syndyk lub rada wierzycieli, nie powstają wątpliwości co do pozycji i bezstronności sędziego komisarza. Gdy jednak ten ostatni działa "z urzędu" a nie na wniosek, nie spełnia kryterium bezstronności, zarówno subiektywnej, jak i obiektywnej, w znaczeniu wymaganym przez Konwencję. Aby dostosować pr.up. do nakazów zapisanych w art. 6 ust. 1, postanowienie powinien wydawać wówczas, działając na wniosek sędziego komisarza, inny sędzia (chyba że wprowadzono by środek odwoławczy do innego sądu, funkcjonującego już jako "bezstronny"). W prawie upadłościowym pojawiłyby się zatem dwa sposoby odwołania zarządcy: jeden – gdy z wnioskiem występuje syndyk lub rada wierzycieli i drugi – jeśli wnioskodawcą jest sędzia komisarz.

Polska jako członek Rady Europy zobowiązana jest do przestrzegania ostatecznych wyroków Trybunału. Powinna podjąć również kroki ku temu, aby podobne sytuacje się nie powtórzyły, czyli odpowiednio zmienić swe prawo i praktykę. Jeśli takich kroków nie będzie, dalsze istnienie wadliwego rozwiązania, szczególnie uświadamiane przez kolejne skargi, może prowadzić do zwrócenia się przez Sekretarza Generalnego Rady Europy do władz kraju o złożenie wyjaśnień, a nawet do podjęcia stosownej rezolucji przez Komitet Ministrów Rady Europy, czuwający nad wykonaniem wyroków Trybunału. Państwo, które chce być poważnym członkiem Rady Europy, powinno więc samo szybko usuwać defekty swego prawa. Prace nad nowym prawem upadłościowym stwarzają dogodną ku temu sytuację.

I jeszcze jedno. Po wydaniu orzeczenia Werner przeciwko Polsce można było znaleźć wypowiedzi polskich prawników oznajmiających, że są nim zbulwersowani. Rozumiem, że podważenie utrwalonej praktyki, uważanej długo za prawidłową i niekwestionowaną, rodzi silne emocje. Ale nie zmienia to faktu, że nawet zakorzenione rozwiązania prawne i towarzysząca im praktyka mogą prowadzić do naruszenia podstawowych praw zapisanych w aktach prawa międzynarodowego. W "polskiej" sprawie Trybunał w Strasburgu nie po raz pierwszy i na pewno nie ostatni doszedł do takiej bolesnej konkluzji. Ale później w "skazanym" kraju okazywało się szybko, że do "najlepszego z możliwych prawniczych światów" da się wprowadzić i inne rozwiązanie.

 

Przypisy:

[1] Wyrok nie ukazał się jeszcze w "Reports of Judgments and Decisions", serii wydawniczej, w której począwszy od 1 stycznia 1996 r. publikowane są orzeczenia Trybunału. Dostępny jest na stronie internetowej Trybunału: www.echr.coe.int

[2] Oryginalne teksty Konwencji w "European Treaty Series/Série des traités européens", Nr 5. Polski tekst w Dz.U. 1993, Nr 61, poz. 284.

[3] Pierwotny tekst w Dz.U. 1934, Nr 94, poz. 834; tekst jednolity Dz.U. 1991, Nr 118, poz. 512 z późniejszymi zmianami.

[4] Tekst opublikowany w "Przeglądzie Legislacyjnym" 2001, nr 1 i 2. Zob. w szczególności art. 165, 147, 33 ust. 1 oraz s. 185-186 i 232-234 uzasadnienia projektu, gdzie dotychczasowe reguły dotyczące sędziego komisarza oraz powoływania i odwoływania syndyka uznano za niebudzące wątpliwości.

[5] Pierwotnie Werner został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Wyrok ten uchylił sąd apelacyjny i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania.

[6] Protokół nr 11, który wszedł w życie w dniu 1 listopada 1998 r. (polski tekst Dz.U. 1998, Nr 147, poz. 962), powoływał stały Europejski Trybunał Praw Człowieka, likwidując równocześnie Komisję. Ta ostatnia zachowała jednak uprawnienie do zakończenia rozpoczętych już przez siebie spraw, wśród nich postępowania zainicjowanego skargą Wernera.

[7] Wyrok z 8 grudnia 1999 r. Orzeczenia Wielkiej Izby (17 sędziów), stanowiące wyjątek w stosunku do wyroków zapadających w składzie izby (7 sędziów), mają szczególną wagę. Sprawa zostaje przekazana Wielkiej Izbie, jeśli pojawi się poważne zagadnienie dotyczące interpretacji Konwencji lub gdy rozstrzygnięcie owego zagadnienia może doprowadzić do sprzeczności z wyrokiem wydanym wcześniej przez Trybunał (art. 30 Konwencji i art. 72 Regulaminu Trybunału). Wyrok w sprawie Pellegrin miał usunąć niejasności i wątpliwości istniejące w ówczesnym orzecznictwie Trybunału wokół pojęć rekrutacji, kariery oraz zakończenia służby urzędników publicznych i związku z prawami o "czysto pieniężnym charakterze".

[8] Pierre-Bloch przeciwko Francji (21 października 1997 r.), § 51. Sprawa ta dotyczyła postępowania przez Radą Konstytucyjną o zwrot przez członka parlamentu kwoty wydatków na kampanię wyborczą, o którą przekroczono dopuszczalny limit.

[9] Komisja przyznała, że funkcja sądu w postępowaniu upadłościowym ma publicznoprawny charakter; polega na możliwie maksymalnie zapewnieniu – w interesie społeczności – wypłacalności bankrutującego przedsiębiorstwa. Ta okoliczność nie czyni jednak jeszcze syndyka, który pomaga sądowi w zarządzaniu przedsiębiorstwem i przeprowadzeniu jego likwidacji, urzędnikiem państwowym. Pozostaje on niezależnym specjalistą wykonującym publiczne funkcje pod nadzorem sądu. Stosunek syndyka i sądu przypomina zatrudnienie. Osoba zostająca syndykiem nie staje się elementem zhierarchizowanego systemu zależności właściwego administracji publicznej. Po wykonaniu zadań syndyka osoba taka automatycznie powraca do swych poprzednich zajęć zawodowych. Dlatego sprawy związane z wyznaczeniem lub zwolnieniem syndyka nie mogą zostać zakwalifikowane jako typowe dla "zakończenia kariery" urzędnika państwowego w znaczeniu używanym przez organy Konwencji.

[10] Np. Hauschildt przeciwko Danii (24 maja 1989 r.), Gautrin i inni przeciwko Francji (20 maja 1998 r.). Zob. również M.A. Nowicki, Europejska Konwencja Praw Człowieka. Wybór orzecznictwa, Warszawa 1999, s. 212-227.

[11] Sprawę Wernera należy więc "odróżnić" od przypadku rozstrzygniętego w Morel przeciwko Francji (6 czerwca 2000 r.). Chodziło w niej o postępowanie upadłościowe, w którym sędzia komisarz zadecydował wraz z dwoma innymi sędziami o likwidacji przedsiębiorstw. Według Trybunału zarzut bezstronności, oparty na argumencie, iż sędzia komisarz podejmował wcześniej pewne czynności w postępowaniu upadłościowym (wydawał polecenia dotyczące zarządzania spółkami, zwolnień oraz innych doraźnych spraw), nie jest uzasadniony. Ostatecznie bowiem sąd decydował o wiarygodności planu ratunkowego przedłożonego przez właściciela, a wniosek o przedstawienie gwarancji o zdolności do trwałego kontynuowania działalności gospodarczej złożył prokurator, natomiast dane potrzebne do rozstrzygnięcia tej sprawy przedstawiał sędziom zarządca sądowy (administrateur judiciaire).

[12] Syndyk określany jest jako "pomocnik sądu" (M. Allerhand, Prawo upadłościowe. Prawo o postępowaniu układowym, Warszawa 1937, s. 404-405, reprint Warszawa 1991; J. Jacyszyn, Syndyk masy upadłości, "Rejent" 1993, nr 2-4, s. 38), samodzielny lub samoistny organ postępowania upadłościowego (K. Piasecki, Prawo upadłościowe. Prawo o postępowaniu układowym. Komentarz, Warszawa 1999, s. 236; H. Popiołek, Z problematyki upadłości spółdzielni, "Palestra" 1963, nr 10, s. 45). Syndyk ma być organem państwa lub wprost – funkcjonariuszem państwowym (K. Korzan, Stanowisko prawne syndyka masy upadłości i jego kwalifikacje, "Radca Prawny" 1993, nr 8, s. 16; tenże, Syndyk masy upadłości, "Radca Prawny" 1993, nr 2, s. 22) lub wykonywać funkcje publicznoprawne (M. Allerhand, jw., s. 404; J. Jacyszyn, jw., s. 39-40). K. Korzan, Syndyk..., s. 23, pisze, że "syndyk wykonuje swe obowiązki w sposób władczy, wykorzystując imperium władzy państwowej w granicach oznaczonych przez ustawę". Zwraca jednak uwagę, że w przypadku syndyka mogą pojawić się uprawnienia cywilnoprawne, gdyż powołanie na to stanowisko kreuje stosunek pracy na czas określony.

[13] Zob. np. orzeczenia w sprawach König przeciwko Niemcom (28 czerwca 1978 r.), Baraona przeciwko Portugalii (8 lipca 1987 r.), Georgiadis przeciwko Grecji (29 maja 1997 r.).

[14] Generalnie Trybunał uznawał, że art. 6 stanowi lex specialis w stosunku do art. 13; gwarancje zapisane w art. 13 zostają więc "wchłonięte" przez przewidziane w art. 6 (Sporrong i Lönnroth przeciwko Szwecji, 23 września 1983 r.). Można się jednak zastanawiać, czy np. "podejrzenia" wobec sędziego podlegają analizie wyłącznie przy użyciu subiektywnego oraz – przede wszystkim – obiektywnego kryterium bezstronności, związanego z art. 6, czy też brak środka odwoławczego na postanowienie o niewyłączeniu sędziego może dawać podstawę do postawienia zarzutu złamania art. 13. W systemie strasburskim nie można jednak przyjąć, że z art. 13 wynika prawo do jakiejś "zgeneralizowanej" skargi na brak bezstronności. Warto jednak zwrócić uwagę, że Komisja w sprawie Mikulski przeciwko Polsce (10 września 1999 r.) wyraziła pogląd, że doszło do złamania art. 13, gdyż brakowało skutecznego środka odwoławczego w związku z zarzutem przewlekłości postępowania (a więc prawem do rozpatrzenia sprawy w rozsądnym terminie zapisanym w art. 6). Wielka Izba, przed którą toczyła się następnie ta sprawa, ostatecznie nie wydała wyroku, gdyż strony postępowania wcześniej zawarły ugodę.

[15] Zob. decyzje Komisji w sprawach Langborger przeciwko Szwecji (9 lipca 1986 r.), Versteele przeciwko Belgii (18 stycznia 1989 r.).

[16] Potrzeby dopuszczenia do postępowania oraz wysłuchania racji zarządcy nie dostrzegł twórca pr.up., Maurycy Allerhand. W komentarzu do rozporządzenia pisze on (jw., s. 427), że sędzia komisarz, gdy odwołuje zarządcę z urzędu, a nie na wniosek syndyka lub rady wierzycieli, może przed wydaniem postanowienia wysłuchać jedynie syndyka, członków rady wierzycieli oraz inne osoby. Analogiczny pogląd (możliwość wysłuchania członków rady wierzycieli oraz innych osób) wyraził także w odniesieniu do postępowania sądowego w sprawie odwołania syndyka (s. 426).